Prolog.




     Przepiękny księżyc widniał na niebie gdy w wiosce Shema przyszła na świat dziewczynka. Jej płacz było słychać nawet w najciemniejszym zakątku tego miasteczka. Matka przyciskała małą córeczkę do swej piersi, by choć trochę ją uspokoić. Lecz dziewczynka nie potrafiła się wyciszyć, gwar rozmów wokoło denerwował, a światło w chatce, dochodzące z kominka raziło w oczy.
- Ucisz ją wreszcie!!! - wzrok każdej osoby w domu powędrował w stronę drzwi, gdzie stał wysoki mężczyzna o blond włosach i brązowych oczach, które wwiercały się w duszę człowieka.
- Mała zaraz się uspokoi, na prawdę - matka dziewczynki spojrzała ze strachem na mężczyznę. Budził on lęk w niej i pozostałych mieszkańcach wioski.
Człowiek nadal stojący w progu drzwi przerzucił wzrok na nowo narodzoną córkę. Mała nagle ucichła i zaczęła wpatrywać się w niego swoimi wielkimi, zielonymi oczkami. Po paru chwilach mężczyzna lekko zachwiał się i opuścił wzrok. Ludzie w chatce zaczęli szeptać, zastanawiać się o co właściwie chodzi, jak to się stało, że "Wielki Pan", bo tak też w tajemnicy go nazywali, stracił poczucie władzy, żądzy, pewności siebie.
- Wynocha - powiedział spokojnie na głos mężczyzna. Ludzie zaczęli po sobie patrzeć, nie wiedzieli  co się stało, dlaczego tak reaguje. - Nie słyszeliście?! Wynocha!!! - ojciec dziewczynki krzyknął na gapiów i zmroził ich swoim spojrzeniem.
Motłoch, który zebrał się w domu szybkim krokiem ruszył ku wyjścia, ludzie wiedzieli, że to nie jest właściwy moment na stawianie mu oporu. Gdy wszyscy wyszli matka dziecka ze strachem spojrzała na swego kochanka.
- Co jest? - udawała bardzo twardą osobę, nie mogła pozwolić sobie na zbagatelizowanie sytuacji i dać upust emocjom.
- Masz ją wyrzucić, albo ja to zrobię.
- Ale... - kobieta nie dokończyła zdania gdy mężczyzna szybkim ruchem spoliczkował ją. Po jej twarzy popłynęły łzy, od razu spuściła głowę i zacisnęła zęby.
- Nie będę wychowywał... - ojciec dziewczynki zamyślił się, żeby najlepiej określić, to kim ona jest - potwora.
Kobieta nie chciała, by kolejny raz jej ukochany pozwolił sobie na bycie władczym, rządzenie nią i wydawanie komend.
- Ona nie jest potworem! Jest taka sama jak ty czy ja! Jak każdy! I ja ją wychowam! Ty nie musisz przykładać do tego ręki - matka przycisnęła do siebie córkę i lodowatym spojrzeniem zmroziła człowieka.
Mężczyzna spojrzał na nią wymownie, po czym odwrócił się na pięcie i w progu drzwi rzucił tylko przez ramię ostatnie słowa: "Ona kiedyś, odejdzie. A ty nic z tym nie zrobisz." 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz